Nasz blog w zamyśle skupia się tylko na krakowskich (ewentualnie podkrakowskich jak ostatnio odwiedzony kryspinowski Król) burgerowniach, stąd nie pisaliśmy zbyt wiele o busiach jedzonych w innych krajach czy innych polskich miastach. W tym przypadku należy się jednak temu miejscu parę zdań, aby szczerze zachęcić Was do odwiedzenia go gdy pojawicie się, Drodzy Czytelnicy, w Warszawie :) Redakcja nadal przepołowiona, ale nie w samotności, bo z głodnym towarzystwem, pojawiła się tam, by sprawdzić na co stać burgerownie ze stolicy. Veni, Vidi, Nażarłem Się!!
Wawa to chyba jedyne miasto w Polsce, które posiada jeszcze więcej lokali serwujących burgery niż Kraków. Dowiedziałem się o tym dosadnie, gdy trzeba było wybrać do którego z miliona burgerowych przybytków skierujemy się po dotarciu do centrum. Internety podpowiedziały jedno, a my ostatecznie zrobiliśmy drugie. Miejsce w które się początkowo wybraliśmy było bowiem tak zapchane głodnymi burgerożercami, że pozostała tylko opcja burgera na wynos (i czekania pewnie z 30 minut na niego), z której nie skorzystaliśmy. Szybki research "co mamy jeszcze w pobliżu?" i padło na miejsce w pobliżu o bardzo fajnej nazwie. Kilka minut przyśpieszonym spacerem głodnego człowieka i tak własnie weszliśmy między bułki :)
Lokalik znajduje się przy ruchliwych Alejach Jerozolimskich. Z daleka już widać, że jest dwupiętrowy, mimo iż, co widać z bliska, nie jest przesadnie duży. Zapełniony prawie w stu procentach, ale szczęśliwie udało nam się zdobyć ostatni w tym momencie wolny stolik. Rzucamy okiem na ceny - klasik 21zł, bardziej przykombinowane burgery kilka zł więcej, a buś gigant z podwójnym mięsem 35zł. Ceny europejskie ;) Ale trudno, jesteśmy głodni, nie chce nam się szukać dalej. Wybór padł na dwa burgery "Jalapenio" na ostro, gdyż zachęcał ich skład (papryczki jalapenio, boczek, sos bbq, sos aioli, sałata, pomidor, cebula), domówiliśmy także za 6zł koszyczek frytek z sosem do wyboru (padło na chilli chutney), oraz piwko, którego cena także unijna bo 10zł, ale jak szaleć to szaleć ;) W zamian za pieniążki otrzymałem czerwoną cebulę z wbitą chorągiewką z numerkiem - patent zabawny, bardzo na plus i budzący pozytywne skojarzenia z naszymi krakowskimi łyżkami z Moa. Nie pytano o stopień wysmażenia, ani nie poinformowano nas jak długo będziemy czekać - jak się potem okazało mięso było wysmażone idealnie, a na danie główne nie czekaliśmy długo - zdecydowanie nie wypada więc się czepiać ;)
Lokal przytulny, choć co prawda zatłoczony, ale to zazwyczaj dobry znak. Było w nim dośc gorąco, stąd zimne piwko okazało się strzałem w dziesiątkę. Po wyglądzie burgerów na stolikach obok wydawało sie, że musi być co najmniej dobrze. Kiedy przyszły nasze (czekaliśmy może 10-12 minut) już byliśmy prawie pewni, że będzie co najmniej super. Po pierwszym gryzie już wiedziałem, że jest lepiej niż rewelacyjnie!!
Nie wiem jak można spuentować te doznania, których doświadczyliśmy w Między Bułkami. Był to jeden z kilku najlepszych burgerów jakie jadłem w swoim życiu. Szczerze go polecam i koniecznie kiedyś tam wrócę, wraz z brakującymi 50% redakcji. Warszawa okazała się w temacie burgerów bardzo przyjazna i pozostawia przemiłe wspomnienie. I nawet ta cena, która była trochę wyższa, niż te, do których przyzwyczaił nas Kraków, ma swoje wytłumaczenie - po prostu produkt jest najlepszej jakości i najlepszego smaku:)