(1-najgorzej, 5-najlepiej)
W pewien listopadowy wieczór, kiedy temperatura spadła mocno poniżej zera, zachęceni zdjęciami z facebooka wybraliśmy się do Mural Pizza&Burger. Knajpka znajduje się w okolicach Ronda Mogilskiego, na rogu jednej z kamienic tam gdzie kiedyś stał Grill King (którego nie mieliśmy okazji nigdy odwiedzić). Już z daleka widać szyld, a przez przeszklone okno można ujrzeć dwóch panów krzątających się w kuchni.
W pewien listopadowy wieczór, kiedy temperatura spadła mocno poniżej zera, zachęceni zdjęciami z facebooka wybraliśmy się do Mural Pizza&Burger. Knajpka znajduje się w okolicach Ronda Mogilskiego, na rogu jednej z kamienic tam gdzie kiedyś stał Grill King (którego nie mieliśmy okazji nigdy odwiedzić). Już z daleka widać szyld, a przez przeszklone okno można ujrzeć dwóch panów krzątających się w kuchni.
Wchodzimy do
środka, czuć przyjemny zapach, ale ciężko powiedzieć czy to pizza czy burgery.
Koło kuchni jest cieplutko, grzeją piece i grill. Jeden z panów daje nam menu i
składamy zamówienie. Bierzemy Classica 16zł (200gr wołowiny, autorski sos,
sałata, pomidor, ogórek konserwowy, cebula czerwona) i Italiańca 18zł (200gr wołowiny,
sos, sałata, pomidor, rukola, biała mozzarella, szynka parmeńska, pesto
bazyliowe) nie pytani o stopień wysmażenia mięsa.
Zajęliśmy
miejsca w dalszych salach i oczekując na zamówienie obejrzeliśmy lokal. W
środku niestety było zimno. To nie zachęca do dłuższego pobytu i picia zimnego
piwka, które jest w lokalu dostępne (co się rzadko zdarza w burgerowaniach) i
tanie! Bardzo zimne były krzesła i zaczęliśmy się rozglądać za grzejnikami, ale
takowych nie znaleźliśmy.
Ponadto lokal
ma dość surowy wystrój, słowo przytulny to ostatnie jakie można użyć w opisaniu
go. I naszym zdaniem brak tam "kobiecej" ręki. Na stołach stoją
nikomu niepotrzebne różyczki, zeschnięte, brązowe. Po co? Nawet świeże nie są
potrzebne w burgerowni, a co dopiero uschnięte. I jakby tego było mało,
uschnięte potrafią być nawet kaktusy! Nikt tej martwej, ohydnej flory nie
wyrzuci, tylko stoi i szpeci... W łazience oczywiście nie działa suszarka, nie
ma ręczników, a mydło stoi w starej butelce pozbawionej dozownika, można je
sobie nalać "z gwinta" tak jakby kupienie nowej butelki mydła w
płynie graniczyło z cudem. I być może czepiamy się szczegółów, ale cóż... jak
wiadomo - tam chowa się diabeł!
W końcu
docierają do nas burgery. Przynosi je ten sam miły pan, na talerzach, zawinięte
w papier, pyta który dla kogo i kładzie przed nami. Burgery
wyglądają naprawdę ładnie, bułka jest spora, zrumieniona i już widać, że będzie
chrupiąca. W środku sporo dodatków, autorski sos i niezbyt grube mięsko.
Bułka tak jak
przewidywaliśmy okazała się przepyszna, chrupka ale równocześnie miękka, nie za
sucha. I na dodatek wytrzymała w całości do końca jedzenia.
Mięso mocno pieprzne
(chyba, że to sos), ale w ogóle nie słone. I nie przeszkadzałoby nam to, gdyby
sól stojąca na stole nadawała się do użycia. Niestety ta była zbrylona,
wilgotna i co najgorsze, pożółkła od góry, co strasznie nas obrzydziło.
Dodatków warzywnych w Classicu było sporo, sos autorski smaczny - wygląda na mieszankę majonezu, kechupu, pieprzu itd.
Italianiec
sprawiał wrażenie, że chce być exclusive, ale troszkę nie wyszło. Były dodatki
opisane w menu, ale chyba spodziewaliśmy się lepszej jakości. Mozzarelli były
dwa plasterki (na zdjęciach nawet jej nie widać), twarda rukola i taka sobie
szynka parmeńska. Bazyliowego pesto nie było czuć w ogóle i prawdę mówiąc
zapomnieliśmy o nim pisząc na drugi dzień tę recenzję. Przypomniało nam o nim
zdjęcie menu. I może dlatego Italianiec jest tylko o 2zł droższy od Classica
(chociaż nie ma w nim ogórka i czerwonej cebuli).
Podsumowując:
burgery nie najgorsze, mięso, które powinno być głównym bohaterem jest naszym zdaniem niewyczuwalne - albo trochę za cienkie, albo to przez brak soli
(banalnym rozwiązaniem jest świeża sól na stołach, która przecież nie kosztuje dużo),
bułka super, na warzywach nie oszczędzają w Classicu, ale oszczędzili na
mozzarelli i pesto w Italiańcu, autorski sos smaczny. Gdyby dopadł nas straszny głód w
tamtych okolicach, pewnie wzięlibyśmy Classica na wynos z prośbą o posolenie,
ale Mural nie zachwycił nas tak, by wrócić tam z premedytacją. Lokal niestety
zaniedbany, trochę jak knajpa, którą otwiera dwóch studentów dla swoich kolegów
i panujące tam porządki są na poziomie studenckiego akademika. Naprawdę niepotrzebne są
luksusy, wystarczy posprzątać, zagrzać i nie trzymać martwych roślin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz