środa, 28 stycznia 2015

Antler Poutine & Burger - ul.Golebia 10


O Antler Poutine&Burger dowiedzieliśmy się przypadkiem z czyjegoś komentarza na facebooku zachwalającego burgery z tej miejscówki.
Na fanpagu Antlera zaś pojawiła się informacja o 20% promocji na burgery w każdy czwartek stycznia po 18:00.
Więcej znaków od niebios nie potrzebowaliśmy ;)
Trafiliśmy bez problemu, przy okazji stwierdzając, że o całej masie knajpek nie ma się pojęcia choć się dość często koło nich przechodzi.




Wystrój Antler Poutine&Burger jest, jak wszędzie, minimalistyczny. Barowe, podwieszane stoliki przy ścianach, wysokie kanciaste krzesła. My wolimy rozsiąść się przy normalnym stole, na miękkiej sofie lub zwykłej wysokości krzesłach. Oszczędne dekoracje nawiązują do Kanady - kanadyjska flaga oraz mapa kraju. Fajnym elementem jest otwarta kuchnia, skąd dochodzi nas skwierczenie burgerów na ruszcie. Można podejrzeć pracę kucharzy czy przygotowane składniki. Menu, jak niemal wszędzie, wypisane jest kredą na szkolnej tablicy. Nazwy wszystkich burgerów to kanadyjskie miasta. W tle leci ostrzejsza, rockowa muzyka, ale raczej nie tylko kanadyjska ;). Toalety nie znaleźliśmy, ale też nie szukaliśmy usilnie.




Zamawiamy 2 burgery (200g): Calgary (wołowina, emmentaler, grillowany bekon, pomidor, ogórek, sałata, cebula czerwona, sos BBQ, majonez) z ketchupem zamiast BBQ oraz Vancouver (wołowina, papryczki jalapenos, pomidor, sałata, cebula czerwona, ostry sos własnej produkcji, majonez). Na dokładkę prosimy małe poutine 250g.

Na zamówienie nie musimy czekać długo, choć w barze jest kilkoro klientów.
Na ladzie lądują dwa burgery zawinięte w papier oraz putiny w styropianowej miseczce z widelcem. Jest ich mniej niż sądziliśmy po  podanej wadze - pewnie przez dodatki. Przynosimy jedzenie na "parapet" i już nie pamiętamy, który burger był który, a nie są podpisane ;)





Zaczynamy od putinów, bo bardzo jesteśmy ciekawi ich smaku. Dla osób, które pierwszy raz spotykają sie z tą nazwą, wyjaśniamy: poutine to danie typowe dla Quebec w Kanadzie. Są to frytki polane sosem pieczeniowym i obsypane grudkami sera.
Nam całe danie przypomina w smaku placki ziemniaczane z gulaszem. Nie ma w nim jednak kawałeczków mięsa. Frytki na dole mocno nasiąkły sosem, ale nadal są bardzo smaczne, choć pewnie wolelibyśmy pochrupać. Ser roztopił się i ciągnął od miseczki aż po brodę. Nie jedliśmy nigdy wcześniej tradycyjnych putinów, dlatego ciężko nam stwierdzić czy te im dorównują. Nie zmienia to faktu, że smak całości był przedni. Jedynym mankamentem jest cena. Naszym zdaniem 8zł to nieco wygórowana kwota za raczej niewielką ilość frytek z sosem bez mięsa obsypanych tartym serem. Jest to ciekawostka, którą warto spróbować jeśli już tam traficie. Jeśli zaś nie przepadacie za plackami ziemniaczanymi z gulaszem - możecie sobie odpuścić.


Za to na pewno nie możecie sobie odpuścić burgera!




Jest to jeden z najlepszych burgerów jakie jedliśmy do tej pory.
Zaczynając od naprawdę fajnej sezamowej bułki, podpieczonej, która równocześnie była chrupiąca i delikatna. Nie rozmiękała, nie kruszyła się i nie łamała.




W środku miękki, soczysty burger o średnim wysmażeniu. Mięsko właściwie bez dodatku przypraw, czyli to co lubimy, bo dzięki temu można poczuć smak wołowiny. Idealnie ugrillowany boczek w Calgary oraz sporo papryczek jalapenos w Vancouver. Plus za własnej roboty sos pikantny, zawsze to doceniamy. Majonez i ketchup – butelkowe.
Dodatków warzywnych nie jest zbyt wiele, po 2 plasterki pomidora, kilka plasterków kiszonego ogórka krojonego wzdłuż, parę talarków cebuli – i jest to nadal więcej niż w większości burgerowni!
Całość idealnie się ze sobą łączyła, niczego nie było za dużo ani za mało. Burger był równocześnie soczysty, miękki, delikatny jak i chrupiący dzięki bułce i warzywom. Kiedy zostają ostatnie dwa kęsy można poczuć prawdziwy żal, że to już koniec :(





Wizyta w Antler Poutine&Burger była prawdziwą przyjemnością. Serwowane tam burgery są bardzo dobrze skomponowane i szybko wydawane. Duży plus za własny sos pikantny i ciekawostkę lokalu - poutine. Lokal jak na nasz gust zbyt minimlistyczny w dekoracjach i meblach, ale pewnie sprawdza się przy dużym ruchu. Ocena "cena/jakość"  4,5 - piąteczka byłaby przy ciut niższych regularnych cenach (20zł za Vancouver to jednak dość sporo). Calgary po obniżce za 14,40 to była absolutnie opłacalna inwestycja! 

Z pewnością pojawimy się tam ponownie, spróbujemy zwykłych frytek, pozostałych burgerów i odnajdziemy łazienkę ;)

Polecamy!

https://www.facebook.com/antlerkrakow?fref=ts

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz