niedziela, 22 marca 2015

Moa burger - ul. Mikolajska 3



Oceny 1-5 (1 najgorsza, 5 najlepsza) Wyjaśnienie punktacji poniżej :)

1 lutego na fanpejdżu Moaburger pojawił się poster reklamujący nową promocję. W każdy poniedziałek lutego po 17:00 wszystkie burgery z menu kosztują 17zł (z wyjątkiem Mammoth burgera – tego z podwójną wołowiną). Promocja wydała nam się o tyle świetna, że dotyczy godzin popołudniowych, zatem można spokojnie wpaść po pracy, a cena jest najniższa z możliwych, bo 17zł kosztuje tam classic.
Jest to doskonała okazja, by spróbować tych droższych burgerów (np. w cenie ponad 25zł).
Zatem w pierwszy poniedziałek lutego, prosto po pracy, udaliśmy się na Mikołajską. Już z daleka było widać, że w środku jest pełno wygłodniałych klientów korzystających z promocji. Restauracja pełna ludzi, kilkunastoosobowa kolejka po zamówienia, pełne kilkuosobowe stoliki z blatami w czerwoną kratę, radosny gwar, zgiełk, uwijające się między klientami kelnerki. Nie zraziło nas to, wszak nie od dziś wiadomo, że tłok w knajpie oznacza dobre jedzenie.



Jedno z nas stanęło w długiej kolejce do kasy, drugie szukało wolnego miejsca do siedzenia. Choć ludzie przy stołach zmieniali się jak w kalejdoskopie, restauracja wciąż była pełna. Po około 10 minutach zamówienie zostało złożone. 

Spiced Lamb (mięso jagnięce, chilli sos, cebulowe bhaji, jogurt miętowy, sałata, pomidor, czerwona cebula, pomidorowy relish, majonez) Surf’n’Turf (200g mięsa wołowego, grilowane krewetki, majonez czosnkowy, sałata, pomidor, czerwona cebula , majonez) oraz frytki z wybranym przez nas sosem – majonez wasabi. 



Dostaliśmy drewnianą łyżkę z numerkiem naszego zamówienia i oczekiwaliśmy na kelnerkę. Podoba się nam idea, że nie musimy sami się martwić o  nasze zamówienie, gdy tylko będzie gotowe, zostanie dostarczone do stolika. Międzyczasie obserwowaliśmy innych ludzi jedzących wielkie, wypasione, pachnące burgery, chrupiących frytki czy ostre łódeczki. Nie mogliśmy się już doczekać! Obawialiśmy się, że czas oczekiwania na jedzenie się wydłuży przy takiej ilości klientów, jednak po niecałych 15 minutach gotowe burgery z frytkami wylądowały na naszym stole.







Na naszej tacce czekały  kanapki zawinięte w biały papier, podpisane z wierzchu, papierowy kubeczek napakowany po brzegi frytkami, plastikowy pojemniczek z sosem i dwie serwetki (polecamy przynieść sobie więcej ;) ) Mieliśmy ochotę rzucić się z otwartymi paszczami na jedzenie, ledwo zdołaliśmy się powstrzymać by zrobić zdjęcia!




Po rozpakowaniu naszym oczom ukazały się ogromne, wysokie, napakowane burgery. Chyba największe jakie do tej pory jedliśmy. Niezbyt gruba, płaska, dobrze wypieczona bułka to to, co lubimy, bo naszym zdaniem to nie buła a wołowina, powinna stanowić główny smak kanapki. A ta była…. DOSKONAŁA. Po prostu doskonała. Świetnej jakości i idealnie przygotowana. Burger był średnio wysmażony, czerwonawy w środku, miękki i soczysty. Niezbyt mocno przyprawiony, dzięki czemu czuliśmy wyraźnie smak  mięsa. Tak! Mięso jest zdecydowanie mocną stroną Moaburger!






 Spiced Lamb
Surf'n'Turf

Teraz o dodatkach. Tych warzywnych nie było zbyt wiele. Duży liść świeżej sałaty karbowanej. Cieniutkie i nieliczne plasterki pomidora. Trochę czerwonej cebuli, kilka dużych krewetek w Surf'n'turf.
Cebulowe bhaji z Spiced Lamb okazało się płaskim racuszkiem z cebuli wielkości bułki. Bardzo ciekawy, nowy smak. 
To co pokochaliśmy w Moaburger (oprócz mięska) to ich wyśmienite, różnorodne sosy. Tego dnia mieliśmy okazję spróbować pomidorowego relishu, jogurtu miętowego, majonezu wasabi, zielonego majonezu czosnkowego i sosu chili. Dzięki nim nasze burgery były jeszcze bardziej soczyste i miły doskonały, niepowtarzalny smak. 

To była nasza pierwsza z trzech promocyjnych wizyt w Moaburgerze. Podczas kolejnych prosiliśmy o przekrojenie burgerów na pół, tak by każde z nas mogło popróbować jak najwięcej nie świniąc się przy tym jak prosię :P



Posumowanie wszystkich zamówionych przez nas burgerów:

Surf’n’Turf - Cena regularna 27zł (200g mięsa wołowego, grillowane krewetki, majonez czosnkowy, sałata, pomidor, czerwona cebula , majonez.) - ulubieniec naszej żeńskiej połowy. Miękka wołowina i chrupiące krewetki cudownie połączone delikatnym, lekko czosnkowym zielonym majonezem. Brak ostrości, która wypala kubeczki smakowe. Idealna opcja dla delikatniejszych podniebień, a po tym łagodnym, kremowym majonezie czosnkowym NIE zieje się jak pogromca wampirów przez resztę dnia ;)


Avo bacon 22zł (200g mięsa wołowego, awokado, boczek, sałata, pomidor, ogórek, czerwona, cebula, sos pomidorowy, majonez) - fajnie ugrillowany bekon, awokado w postaci guacamole mało wyczuwalne. Dla nas to taki klasyk z delikatnym tuningiem.



Spiced Lamb 23zł (mięso jagnięce, chilli sos, cebulowe bhaji, jogurt miętowy, sałata, pomidor, czerwona cebula, pomidorowy relish, majonez) - opisany wyżej. Ciekawy cebulowy racuszek, arabski smak, pysznie doprawiona, miękka baranina, lekko wyczuwalna miętowa nutka. 



Harissa & Mint Lamb Burger 24zł (200g mięsa jagnięcego z harissa chilli i świeżą miętą, buraczki, ser feta, pomidorowy relish, czerwona cebulka, pomidor i rukola.)
Harissa to pasta z papryczek chilli rodem z Tunezji. Bardzo ostra, dodawana do niemal wszystkich tunezyjskich dań ;) Buraczki w plastrach były marynowane lub lekko obgotowane - nie do końca miękkie ale też absolutnie nie surowe czy twarde. Nam nie do końca ten polski akcent pasował w kolejnej arabskiej odsłonie burgerów. Dużo listków świeżej mięty pogłębiało arabski klimat potrawy. 



Chorizo & Jalapeno Salsa Burger -burger of the week (200g mięsa wołowego lub panierowana pierś z kurczaka, salsa z kiełbasą chorizo i papryczkami jalapeno, rukola, pomidor, majonez z wędzoną papryką, relish pomidorowy i czerwona cebulka). Wybraliśmy oczywiście wersję z pyszną wołowiną, jednak ten burger tygodnia najmniej nam posmakował. Spodziewaliśmy się plastrów chorizo lekko podgrillowanych na ruszcie, tymczasem były to spore, sześcienne kawałki tej kiełbasy (wymieszane z pomidorową salsą i papryczkami jalapenio), których twarda,  struktura gryzła się z mięciutką, delikatną wołowiną. Nie wyczuliśmy dokładnie majonezu z wędzona papryką, ale cały skład burgera: salsa, duże kawały chorizo, mega ostre jalapenio, cierpka rukola, papryka wędzona, relish pomidorowy, pomidor... wydał nam się jednak "przedobrzony". To jedyny burger, którego byśmy więcej nie zamówili, choć nie możemy otwarcie powiedzieć, że był niedobry. Te, które są w karcie na stałe są po prostu lepiej skomponowane. 

Nacho Burger (25zł) (200g mięsa wołowego, guacamole, chrupki nachos, kwaśna śmietana, ser mimolette, papryczki jalapenos, czerwona fasola, sos pimiento, sałata lodowa.) Papryczek jalapenos było naprawdę dużo!!! Zdecydowanie jest to burger dla miłośników mocnych wrażeń. Dla bardziej delikatnych podniebień kilka gryzów może być zabójcze ;) Zatem nasza damska połowa zajadała się tym burgerem aż się uszy trzęsły, ale dopiero po wyjęciu papryczek. Nasza męska połowa zajadała się burgerem z podwójną porcją papryczek ;) 


z tyłu: Chorizo & Jalapenio, z przodu: Nacho

PODSUMOWANIE!
Moaburger jest klasyką jeśli chodzi o krakowskie burgery. Najsłynniejsza, jedna z najstarszych burgerowni, odwiedzana przez tabuny tubylców, erasmusów i turystów z całego świata. Huczy od różnorodności języków, obcych sobie osób siedzących przy jednym wielkim stole, westchnień nad pachnącymi ogromnymi kanapkami, szurania długimi ławami.
Poszliśmy sprawdzić czy nie "jedzie tylko na renomie" i się nie zawiedliśmy. Burgery z karty były obłędne, wielkie, świeże i wypchane składnikami o najwyższej jakości.
Pomimo ciągłego ruchy i ogromnej ilości zamówień nie musieliśmy czekać zbyt długo a nasze burgery były dopracowane w najdrobniejszym szczególe.
POLECAMY!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz